Seria Netflix One Piece naprawia największą wadę anime: tempo.
Nowa aktorska adaptacja One Piece od Netflixa nie wzbudziła wielkich nadziei wśród fanów anime, łącznie ze mną. Nawet ignorując niepowodzenia firmowej adaptacji Cowboy Bebop i Death Note, One Piece ma skomplikowane projekty postaci, duże dekoracje i wysuwane efekty ramion, które można ożywić. Jednak największym wyzwaniem, przed jakim stanęła produkcja, było nie tylko rozciągnięcie kończyn aktora Iñakiego Godoya do niemożliwej długości – było to powolne tempo początków One Piece.
Pierwsze 65 rozdziałów mangi One Piece, które stanowią większość serialu Netflix, to najsłabsze rozdziały w długiej historii komiksu.
W tych początkowych rozdziałach Luffy odwiedza nową wyspę, rekrutuje nowego członka załogi i pokonuje nowego wroga. To czysta głupota shonen, ale pomimo tego, że przyjemnie się ją czyta, jest przewidywalna i wciągająca, dopóki załoga nie skonfrontuje się z Arlongiem i jego załogą ryboludzi. Można sobie pozwolić na wydanie prawie 100 rozdziałów na wstępy w 20-stronicowej mandze, której przeczytanie zajmuje kilka minut, ale takie tempo byłoby niewybaczalne i niezwykle kosztowne w godzinnym programie telewizyjnym.
Niestety, te wątki są niezbędne dla historii, ustalając zarówno, w jaki sposób Słomkowi spotykają się, jak i dlaczego tworzą razem załogę. Mogło to zredukować pierwszy sezon aktorski One Piece do nudnego i rozczarowującego wydarzenia i skazać cały projekt na wcześniejsze anulowanie, ale producenci mądrze dokonali zmian w tych rozdziałach.
Wcześniejsze wprowadzenie Nami i wiceadmirała Garpa eliminuje część monotonii historii, natomiast usunięcie Dona Kriega z odcinków piątego i szóstego na rzecz wczesnego pojawienia się Arlonga jest tak znaczącą poprawą tempa w stosunku do One Piece, że nie mam wątpliwości, że Eiichiro Oda uczyniłby tę zmianę kanonem, gdyby mógł. Walki, w których biorą udział dziesiątki bezimiennych piratów, sprowadzają się do tego, co najważniejsze i są dla tego lepsze.
Ograniczenia akcji na żywo uniemożliwiają adaptację Netflixa zastąpienie oryginalnej mangi Ody, ale korzyść płynąca z refleksji poprawiła przepływ narracji w pierwszych rozdziałach One Piece w sposób, który napawa mnie ekscytacją tym, jak podejdą do dziwności Grand Line czy inne elementy dokuczały w końcowych momentach pierwszego sezonu. Fani, którzy chcą zapomnieć o wątpliwych rozciąganiach ciała i bezcielesnych klaunach, znajdą w nich lepszą strukturę narracyjną.
Chcieć wiedzieć więcej ? Przeczytaj nasz przewodnik po zakończeniu pierwszego sezonu One Piece w serwisie Netflix.
Źródło: www.thepopverse.com