Recenzja „Hello Tomorrow”: Billy Crudup Apple Show zaginął w gwiazdach | IndieWire

Nagrodzony Emmy aktor gra wędrownego komiwojażera, którego długi przekręt — nabijanie domów na Księżycu — zostaje wyzwany przez moralne objawienie.
Na pierwszy rzut oka ustawienie „Hello Tomorrow” wygląda znajomo. Białe płoty otaczają bujne zielone podwórka. Po urokliwej okolicy przejeżdżają klasyczne samochody. Matka spaceruje z dzieckiem w słodkim, niebieskim łóżeczku… tyle że gondola nie ma kółek. Samochody też nie. A te podwórka są podlewane przez latające roboty, pomalowane na pastelowe odcienie, które z pewnością zadowolą właścicieli Betty Draper. (Nie żeby Betty Draper była życzliwa dla unoszących się w powietrzu intruzów.)
Łącząc Americana z lat 50. z futurystyczną maszynerią, „Hello Tomorrow” wygląda jak „Mad Men” zmieszany z „The Jetsons” — „przyszłość retro”, która łączy zwyczaje z przeszłości z technologią epoki kosmicznej… także z przeszłości. Technologia w serialu Apple TV+ Amita Bhalli i Lucasa Jansena jest wytworem wyobraźni osób z wyżu demograficznego, a nie pokolenia Z, co oznacza, że nie ma telefonów komórkowych, Internetu ani nawet kolorowej telewizji. Zamiast tego osoby dojeżdżające do pracy lecą rano do pracy za pomocą plecaków odrzutowych i relaksują się pod koniec dnia przy koktajlu dzięki uprzejmości lokalnego barmana-robota.
Czy to przyszłość czy przeszłość? Idylliczny dom czy tylko kolejna kropka na mapie? „Hello Tomorrow” jest pełne sprzeczności, od estetycznego projektu po historię — ale tylko ta pierwsza tworzy spójną tożsamość. Ten ostatni, opowiadający o oszustie (w tej roli Billy Crudup) udającym wędrownego sprzedawcę nieruchomości na Księżycu, stara się mówić o ideach wielkich jak marzenia: ambicja kontra praktyczność, wolność kontra odpowiedzialność, przyszłość kontra przeszłość. . Ale jego postacie bardziej przypominają srebrnojęzycznych handlarzy, których grają: wielka gadka ukrywająca surową rzeczywistość. A większość po prostu nie jest warta inwestycji.
„Witaj jutro”
Dzięki uprzejmości Apple TV+
Łącznie z Jackiem. Przedstawiony podczas sześciominutowej prezentacji, Jack podchodzi do zrozpaczonego mężczyzny w restauracji i namawia go do zakupu nieruchomości na Księżycu. To nie jest łatwe. Ten facet próbuje powstrzymać Jacka, zanim zdąży zacząć, uprzejmie, ale stanowczo mówiąc, że wszystko, czego szuka, to odrobina „ciszy i spokoju”. Ale Jack znajduje sposób. Wyciąga strzępki informacji — zawiedzioną żonę, córkę z separacją — i chwyta się ich, dopóki nie nawiąże prawdziwej rozmowy. Cóż, w każdym razie prawdziwy do kresu. Jack jest na tyle przebiegły, by wykorzystać swoją drapieżną prezencję: „Fakt, że jeszcze mnie nie uderzyłeś, oznacza, że masz w sobie wystarczająco dużo nadziei, by usłyszeć jedno słowo, które uratuje ci życie” — mówi Jack. zanim położy księżycowy kamień na blacie i wręczy mu broszurę o Brightside Lunar Residences. W ciągu kilku minut umowa zostaje podpisana, a obaj mężczyźni uśmiechają się od ucha do ucha.
To imponująca scena. Każdy warty swojej soli aktor może być przekonującym sprzedawcą – prawdopodobnie ma to coś wspólnego z zarabianiem na życie kłamaniem – a Crudup uderza w każdy rytm z wymagającym poziomem delikatnego szturchania i mocnej wiary. Ale sama sprzedaż mówi nam również wiele o Jacku: po pierwsze, jest utalentowany. Po zobaczeniu, jak trafia tego ostrożnego klienta, nigdy nie będziesz miał wątpliwości, że może to robić raz za razem, co jest ważne, gdy „Hello Tomorrow” postępuje, a ambicje Jacka rosną. Ale nawet zanim poznasz szkicową naturę nieruchomości Brightside, sprzedaż Jacka dowodzi, jak nisko jest gotów zejść. Żerowanie na czyjejś nadziei w celu osiągnięcia osobistych korzyści stawia Jacka na dość okropnym moralnym terytorium, więc nie jest niespodzianką, gdy okazuje się, że porzucił swoją żonę i syna dziesiątki lat wcześniej, wszystko po to, by zachować wolność, pieniądze i styl życia .
Mimo wszystko jest nadzieja. Odpowiednio do umieszczenia jej w premierze, ta wyprzedaż w restauracji może być najgorszym punktem Jacka. Być może uda mu się odwrócić sytuację dzięki odrobinie kosmicznego szturchańca, dzięki uprzejmości Joeya (Nicholas Podany), dorosłego syna Jacka, który dostaje własną broszurę, gdy zespół Brightside przemierza jego miasto. Chociaż Joey nie ma pojęcia, że Jack jest jego ojcem, wciąż pociąga go charyzma tego mężczyzny i wkrótce zostaje uwikłany w swój biznes. Jack czuje spóźniony obowiązek upewnienia się, że Joey jest pod opieką – mieszanka tradycyjnych uczuć ojcowskich i uczuć mężczyzny, który nie chce przyznać, że zrobił coś złego. W końcu, jeśli przyszłość Joeya jest bezpieczna, to Jack nie powinien czuć się źle z powodu zrujnowania mu dzieciństwa? Prawidłowy? Prawidłowy?
Jego zespół ds. sprzedaży pomaga złagodzić poczucie winy Jacka. Jest Eddie (Hank Azaria), uzależniony od hazardu, który postrzega każdego klienta jako frajera; Herb (Dewshane Williams), brązowonosy, który stara się myśleć samodzielnie (i którego zachowanie robota sprawia, że zastanawiasz się, jak daleko zaszła technologia); oraz Shirley (Haneefah Wood), bystra administracja, która wciąż jest na tyle głupia, by mieć romans z Eddiem. Razem są szczęśliwi mogąc karmić ego Jacka tak długo, jak on będzie obniżał ich czeki, ale wraz z rozwojem sezonu staje się jasne, że żaden z nich nie jest tak moralnie bankrutem jak ich szef. Eddie ma problem (wyraźnie jest poza jego kontrolą), Herb jest trochę zbyt tępy, by można go było pociągnąć do odpowiedzialności, a Shirley po prostu stara się jak najlepiej wykorzystać trudną sytuację.

Alison Pill w „Witaj jutro”
Dzięki uprzejmości Apple TV+
Co dziwne, jedyną opozycją Jacka (a tym samym de facto antagonistą serialu) jest klient. Myrtle (Alison Pill) ma pecha wkupić się w Brightside, kiedy osiąga swój osobisty dołek. Jej mąż ma romans, dzieci jej nie doceniają, a ona desperacko potrzebuje wielkiej życiowej zmiany. Więc co jest większe od księżyca? Ale kiedy namysły skłaniają ją do wycofania się z umowy, zostaje wciągnięta w szczególnie dziwny korporacyjny impas i — napędzana słuszną wściekłością porzuconego konsumenta — zatrudnia oficera ds. zgodności z Biura Nadzorowanych Działań, aby pomógł ujawnić podejrzaną operację Brightside.
Jak ona mogła? „Hello Tomorrow” jest w swej istocie opowieścią o antybohaterach, więc brak odpowiedniego złoczyńcy nie stanowiłby większego problemu, gdyby seria nie wielokrotnie podawała Myrtle diabelskie rogi. Jest po prostu zbyt sympatyczna, by jej kibicować, co sprawia, że jeszcze trudniej jest mieć nadzieję, że Jack w jakiś sposób wydostanie się spod góry kłamstw — i to głównie dzieje się w sezonie 1. Jack kłamie, prawie został złapany i znów kłamie, żeby z tego. Po drodze jego kompas moralny nieco się prostuje, ale nawet przy mocnej obsadzie drugoplanowej i kusząco dziwnej scenerii, można spędzić tylko tyle czasu, obserwując, jak zły człowiek potyka się o rozgrzeszenie, kiedy ten człowiek nie jest aż tak skomplikowany, a jego podróż jest nie aż tak wyjątkowy. „Hello Tomorrow” może wyglądać zachęcająco w swojej dziwacznej mieszance ikonografii, ale w swej istocie jest frustrująco konwencjonalne. Mimo całej gadaniny Jacka o marzeniach, nie jest on Donem Draperem.
Ocena: C+
Premiera „Hello Tomorrow” w piątek, 17 lutego na Apple TV+. Nowe odcinki będą pojawiać się co tydzień.
Zapisać się: Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami filmowymi i telewizyjnymi! Zarejestruj się tutaj, aby otrzymywać nasze biuletyny e-mailowe.
Źródło: https://www.indiewire.com/2023/02/hello-tomorrow-review-apple-tv-series-billy-crudup-1234809104/